Przejdź do treści

Dzień z filmem Dobry Rok

    Dla wielu turystów fascynacja Prowansją pojawiła sie po lekturze książek Petera Mayle’a opisującego swoje perypetie życiowe. Nastrojowe teksty powieści potrafiły wciągnąć czytelnika w atmosferę regionu, która w rzeczywistości okazała się w 100% taką jaka została opisana.

    Jedna z książek “Dobry Rok” została zekranizowana przez reżysera Ridley’a Scott’a. My zetknęlismy sie z filmem dopiero po naszej pierwszej wyprawie do Prowansji. Na świeżo w pamięci tkwiły obrazy niektóre miejsc i widoków  przedstawionych w filmie  Oglądaliśmy film wielokrotnie szukając inspiracji do kolejnej wycieczki i przekładaliśmy je na marszrutę wyprawy. Tego lata udało się nam zamknąć listę filmowych miejsc docierając do filmowej winnicy – miejsca, które grało rolę  jednej z najważniejszych postaci – winnicy którą Max Skinner, makler giełdowy z londyńskiego City, dziedziczy po swoim wuju i która staje się początkiem jego życia i miłości w Prowansji.

    Pomimo gwiazdorskiej obsady, główna rolę Maxa zagrał Russell Crowe, a reżyserował Ridley Scott, film nie stał się wielkim kinowym hitem. Dostał jednak fantastyczne recenzje od krytyków za niesamowite krajobrazy i interesujące ujęcia. Recenzje te sprawiły, że natura i krajobrazy Prowansji stały się jednymi z głównych filmowych gwiazd. Bardzo pięknie została przedstawiona atmosfera Prowansji, która miała istotny wpływ na losy bohatera. My odczuwaliśmy tą samą atmosferę, każda wyprawa wciąga nas coraz bardziej w namiętność do regionu.

    Ta wielość magicznych miejsc Prowansji, których zobaczenie pozostawia swoje piętno w sercach i pamięci jest nieodpartym argumentem do ponawiania podróży..

    Główne miejsce filmu czyli winnica w której toczy się większość akcji, jest jedną z bardziej znanych w regionie Luberon. Jej nazwa jest oczywiście inna niż w filmie choć podobna – Peter Mayle jest przecież mieszkańcem Prowansji, my postanowiliśmy posłużyć się własną – Chateau Natalie. Stworzyliśmy ją od imienia właścicielki, której rodzina zajmuje się produkcją wspaniałego wina od wielu pokoleń.  Pomimo, że posiadłość jest historyczna, chateau w tym wypadku nie oznacza zamku – zawiłości języka francuskiego – chateau to zarówno zamek jak i posiadłość.

    Chateau Natalie to oczywiście prywatna posiadłość i winnica, trudno więc oczekiwać możliwości zwiedzania. Nie potrafią tego zrozumieć tłumy turystów zwabionych popularnością, których jedynym pragnieniem jest wejść na dziedziniec i do ogrodu i zrobić “filmowe” zdjęcia. Nie interesuje ich kompletnie wino, co dla właścicieli jest bardzo irytujące. Są zmęczeni tak rozumianą popularnością szczególnie, że czasem czują się kompletnie bezsilni wobec intruzów starających się sforsować mury i ogrodzenia. Wino a nie film jest życiem rodziny, bardzo chętnie szczycą się swoim winem i winnicą. Każdego serdecznie zapraszają do skosztowania każdego gatunku ze swojej produkcji. Słuchając opowieści Natalie, obiecaliśmy jej, że w swoich opisach i propozycjach wyjazdów będziemy się starali posługiwać się własną nazwą. O posiadłości i o winie będziemy jeszcze pisać.

    Widok rozciągający się z posiadłości urzekł nas. Urocza miejscowość wyłaniająca się z oddali to miasteczko zwane Mont Saint Michele Prowansji. Jest ono na tyle niedaleko, że postanowiliśmy odbyć spacer. Po kilkunastu minutach poruszaliśmy się ciasnymi uliczkami typowego prowansalskiego miasteczka rozlokowanego na wzgórzu, podobnie jak wiele okolicznych miast. Średniowieczne domy kryją w sobie wiele tajemnic, my sprawdziliśmy jedną z nich – wykute w skale jaskinie pod domami. Przygotowane zostały aby ukryć ludzi poszukujących schronienia podczas różnych wojen.

    Spacer prowadzi nas uliczkami na wzgórze z którego rozciąga się piękny urozmaicony piętrzącymi się cedrami, widok na okolice.


    Do kolejnego filmowego miejsca docieramy po kilkunastu minutach jazdy samochodem. To miejsce pojawia się zaraz na początku filmu z abstrakcyjnym ujęciem lecącego samolotu sugerującego samolot lecący do Marsylii. Miejscowość w rzeczywistości pozbawiona jest widoków przelatujących samolotów, jest natomiast wyjątkowo uroczym miasteczkiem zwanym  Partenonem Prowansji. Podziwiamy niesamowity widok z miejsca widokowego ulokowanego na podjeździe do miasteczka. Jest pięknie i takie staramy się robić zdjęcia.

    Wjeżdżamy do miasteczka i stajemy na odpoczynek. W w kawiarence położonej tuż przy głównym placu, sączymy kawę i podziwiamy widoki zamku i pomników. Jest dzień w którym nie ma lokalnego targu co nie pozwala nam niestety rozkoszować się atmosferą lokalnego prowansalskiego rynku. Ale z drugiej strony spokój pozwala nam swobodne przemieszczanie się i podziwianie architektury.

    Kolejny etap zmusza nas do cofnięcia się już przebytą drogą, a następnie skierowania się do kolejnego położonego na wzgórzu miasteczka. Na szczycie góry wznoszą się ruiny zamku, który miał i ma słynnych właścicieli – markiza de Sade i Pierre’a Cardin. Zatrzymujemy samochód u podnóża góry i wspinamy się starożytnymi uliczkami miasteczka kierując się instynktownie do zamku. Docierając na górę spostrzegamy przy zamku rząd samochodów – okazuje się, że z drugiej strony jest całkiem wygodny dojazd. Nie żałujemy jednak wysiłku, wspinaczka była dużo ciekawsza dużo ciekawsza.

    Zwiedzamy zamek a właściwie część odrestaurowaną. Z zamku rozciąga się piękna widok z ekstra dodatkiem – tęczą.

    Pozostało już tylko jedno miejsce znane z ujęć filmu. Wioska położona nad stawem., który jest jej miejscem charakterystycznym i magicznym. Każda nasz wizyta w tej wiosce kończy się filiżanką kawy przy stawie. Pora dnia jest taka sama jak w filmie – jest wieczór tylko na szczęście nie pada. Siedzimy jak bohaterowie filmu przy stoliku pod parasolem z platanów rosnących wokół stawu. Brakuje tylko tak jak na filmie ekranu filmowego, na którym bohaterowie ogłądali projekcję. Ale to nie film i w życiu jest bardziej prozaicznie aczkolwiek równie magicznie.

    Odwiedziliśmy jedne z najpiękniejszych i najbardziej malowniczych miasteczek Prowansji. Jako scenografia dodały filmowi niesamowitego charakteru, który odczuliśmy podczas naszej wyprawy.

    Dla wielu turystów fascynacja Prowansją pojawiła się po lekturze książek Petera Mayle’a opisującego swoje perypetie życiowe. Nastrojowe teksty powieści potrafiły wciągnąć czytelnika w atmosferę regionu, która w rzeczywistości okazała się w 100% taką jaka została opisana.