Przejdź do treści

Multimedialne jaskinie

    To zjawisko namierzyliśmy przed wyjazdem do Prowansji. Poszukując malarskiego wątku atrakcji regionu, natrafiliśmy na podziemne widowisko.
    Tak to chyba można nazwać, albo inaczej: malarstwo i dźwięk lub kolory i dźwięk.

    Znalezienie miejsca w naturze nie było łatwe. Trzeba przyznać, że gospodarze miejsca chyba uznali, że wszyscy to znają. I poza jedynym drogowskazem na 2 km przed, nie pojawiło się więcej nic. A po drodze było kilka rozgałęzień drogi i przy małym ruchu samochodów nie za bardzo można było kierować się hasłem: jedźmy tam gdzie wszyscy. Na całe szczęście udało się znaleźć "języka".

    Z zewnątrz wyglądało imponująco. Skały, a w nich równo wykute przestrzenie niczym potężne kościelne wnętrza. Carrieres de Lumieres tak nazywa się to miejsce od momentu kiedy zaczęto organizować pokazy w tych starych kamieniołomach.

    A nad tymi wnętrzami kwitło życie. Drzewa, trawa, krzaki. Tak jak gdyby pod nimi nic poza ziemią nie było.
    Doprowadzeni do wejścia dopełniliśmy formalności zakupu biletów i ostrzeżeni zbyt późno nie zdecydowaliśmy cofnąć się do samochodu po dodatkowe okrycia. Po wejściu wrażenie było jak w ogromnej chłodni. Czuć było, że nie będzie łatwo.

    W miarę pojawiania się jaśniejszych obrazów prezentowanych na ścianach mogliśmy zapoznawać się z podziemną przestrzenią.

    Multimedialne show poświęcone było dwóch znanym i tworzącym w Prowansji impresjonistom: Cezane'owi i Van Gogh'owi.

    Kolorowe obrazy przesuwały się po ścianach, zmieniając się co pewien czas na nowe. Towarzyszyła im muzyka i opowieść literacka. Wszystko w olbrzymiej podziemnej przestrzeni.

    Na jednej ścianie stworzony został ekran jak w kinie gdzie wyświetlany był wiodący film będący podstawą narracji. A na wszystkich ścianach pojawiały się i znikały obrazy dokumentujące twórczość malarzy.
    Było to fascynujące. Zostaliśmy jak długo pozwoliła nam nasza odporność - krótki rękaw cienkich bluzek w zderzeniu z temperaturą lodówki czyli ok 8 stopni Celsjusza.

    Gęsia skórka na rękach była uzasadniona i to raczej nie tylko z powodu temperatury.
    Pozostały obrazy. Na długo.