O zamku tym mówi się , że ” jest pasterzem czuwającym nad owcami”. Położony na skale nad miasteczkiem, spogląda z góry na okoliczne domostwa i czuwa nad nimi, tak jak pasterz nad owcami.
Wizytę w zamku poprzedziliśmy przejażdżką wąwozem Verdon. Kręta, mała droga pnąca się do góry, brak zabezpieczeń i niebezpiecznie jeżdżący ” tubylcy”. Lecz wszystko to rekompensowały widoki na wąwóz podziwiany z góry, jezioro i okolicę. Nie przeszkadzał mi mój lęk wysokości. Z okien samochodu robiłam zdjęcia i podziwiałam krajobraz.
Wspominam o wąwozie ponieważ zamek, a zarazem mały hotel, jest doskonałą bazą wypadową do zwiedzania Verdon.
Podjeżdżamy pod zamek. Na dziedzińcu działają kucharze i ich pomocnicy. Trwa rozpakowywanie dostawy żywności do restauracji. Ich zainteresowanie wzbudza nasza reklama na drzwiach samochodu: ,,Podróże Smakiem Wina” i nasze logo -kieliszek z winem.
Przemierzając samochodem Francję, wielokrotnie spotykaliśmy się z ogromnym zainteresowaniem związanym właśnie z naszym logo. Skoro Francuzi uwielbiają wino, nic dziwnego, że ich uwagę przyciągał kieliszek. W dodatku rozpoznawali kraj i często dziwiąc się pytali, czy w Polsce produkujemy wino.
Nadszedł czas na spotkanie z właścicielem zamku. Oczywiście umówione wcześniej (ponad 2 miesiące) na określoną godzinę. Przez wąski, drewniany mostek wchodzimy do holu. Wita nas rycerz w zbroi strzegący wejścia do restauracji. Mr Thomas wita się z nami i oprowadza nas po swoim zamku. Opowiada nam jego historię i jest zachwycony faktem, że przez przyjazdem tutaj dobrze odrobiliśmy lekcje historii i przygotowaliśmy się do wizyty na zamku. Dopytuję go o kilka interesujących mnie spraw, których do końca nie odnalazłam na stronach internetowych.
Miejscowość nad którą góruje zamek została wymieniona w dokumentach opactwa już w 813 roku. Średnowieczną twierdzę zbudowali w IX wieku mnisi z opactwa Saint Victor. W czasie rewolucji francuskiej twierdzę spotkał los typowy dla wielu zamków: została zniszczona, a następnie była kamieniołomem dla okolicznych mieszkańców.
Jej los odmienił się dopiero w 1961 roku, kiedy to pewien miłośnik sztuki i historii zwiedzając okolicę, zakochał się w zamku i go kupił. Niestety nie poradził sobie z jego odbudową i 10 lat później go sprzedał. Wówczas nastąpił rozkwit zamku. Obecny właściciel jest synem kontynuującym tradycję swoich rodziców, którzy od 1971 odbudowywali zamek. Śmiało można powiedzieć, że jest on nie tylko panem z nazwy, ale gospodarzem, który dba o swoją posiadłość. Widać to było na każdym kroku, a zwłaszcza podczas zwiedzania i oglądania kilku pokoi hotelowych. Zdarzyło się, że na tarasie poprawił stolik czy poduszkę na krześle. Takie zwykłe drobiazgi, niezwykłe w wykonaniu mężczyzny i właściciela zamku. Nie pracował palcem pokazując służącym co mają poprawić.
Przy następnych zamkach już mnie to nie dziwiło. Wielokrotnie spotykaliśmy się z właścicielami, którzy oprowadzili nas po swoich zamkach i zachowywali się podobnie. Wiadomo, że nie wszyscy, ale ci z mniejszych i urokliwych zamków zawsze!
W czasie oglądania pokoi dociera do nas smakowity zapach i z zamkowej restauracji, która znana jest w regionie i słusznie polecana w wieku przewodnikach. Serwują tu różnorodne prowansalskie dania. Są też propozycje dań godnych królewskiego podniebienia. Nam przypadło do gustu menu rycerskie: przepiórki na przystawkę, kawior z bakłażanem i udziec jagnięcy, talerz serów plus słodkości… A wszystko to serwowane przy średniowiecznej muzyce, w dawnej zbrojowni.
Czas zakończyć biesiadę, pożegnać się z właścicielem i ruszać w dalszą drogę…
Agnieszka